zacznijmy od tego co najcześciej powoduje że ludzie nie są w 100% szczęśliwi
tak z otoczenie wszytsko wskazywało by na to że czesto są to 4 czynniki
(pomijam zdrowie bo jakies choroby lub upośledzenia są mało od nas zależne)
więc tak:
kasa a właściwie jej brak
związek a właściwie niespełnienie w nim
praca a właściwie brak samorealizacji
miejsce w którym żyjemy albo to że nie jest ono "rajem na ziemi"
i trzeba by zacząć od tego że
nie ma momentu kiedy będziemy mieć wystarczająco dużo pieniędzy [czesto]
nie ma idealnych prac
nie ma idealnych małżeństw i związków
nie ma idealnych miejsc do życia
czesto to nie to że nie mamy wystarczjąco dużo pieniędzy, nie mamy wymarzonej pracy, nie
jesteśmy w pełni szczęśliwi w naszym związku i nie mieszkamy w wymarzonym miejscu jest
przyczyną "braku wystarczającego poczucia szczęścia"
ale przyczyną jest to jak do tego podchodzimy co nas spotkało, co wybraliśmy, jak staramy sie
to naprawić, czy jesteśmy konsekwentni, czy stawiamy sobie nowe cele
bo po kolei
czy jeśli mam za mało kasy, czy staram się ją oszczędzać? zarobić więcej? pogodzić się z
sytuacją?
samo powiedzenie mam za mało. dół. nic nie daje. dalej jesteśmy w tym dole. dalej będziemy.
powtarzanie tego choćby milion razy, nie da nic poza zwiększeniem naszej depresji.
jeśli wkurza mnie praca którą wykonuje?
czy mogę ją zmienić? jeśli tak, to czy robię coś w tym kierunku?
jeśli nie to czy skupiam się tylko na tym jak mnie ta praca wkurza, czy może na korzyściach
które mi daje?
jeśli nie jestem szczęśliwy z miejsca zamieszkania, czy szukam możliwości zmiany?
albo czy staram się zaakceptować daną sytuację i starać się jak najlepiej w niej urządzić
mimo że mi się nie podoba, bo np nie mogę jej zmienić?
i czy jak jestem średnio zadolony ze swojego związku to stram się go ulepszać? dawać więcej z
siebie i tego samego wymagać? czy poprostu obserwuje wszytskich na około i im zazdroszczę?
albo wypisuje do koleżanek jakie to one (fajne vs) fajne mają życie?
chyba najwięcej w danej sytuacji zależy od naszego nastawiania.
[wiadomo istnieją sytuacje patowe, bez wyjscia, ale takich jest mniejszość]
Czy mogę stanąć przed lustrem i powiedzieć sobie - "spróbowałem wszytskiego aby rozwiązać to
niekorzystną sytuację" (albo nawet zrobiłem więcej niż potrzeba)?
Czy stojąc przed lustrem mówie sobie: "jestem w gównie", "porażka", teraz to już moje życie
będzie całe naprawde do dupy. Nic nie mogę zrobić. Załamę się. I potem odchodzisz bez
rozwiązania jeszcze bardziej przydołowany?
Nie ma niczego na tym swiecie bez wysiłku.
Bez wysiłku nie zdobędziesz kasy. Nie zdobędziesz fajnej pracy. Nie będziesz mieć fajnego
związku. I nie będzie Ci się podobało Twoje otoczenie.
Fajniejsze rzeczy więcej kosztują.
Fajniejsze życie też kosztuje więcej WYSIŁKU.
Nie ma czegokolwiek za nic.
Wysiłek = efekt.
Wysiłek + wysiłek + wysiłek = jakiś efekt.
Brak wysiłku + narzekanie = depresja.
koniec kropka.
dobranoc