miało być podsumowanie wyszła ksiązka prawie
bardzo dużo myśli i zanim zaczne chyba najpierw trzeba by powiedzieć coś pozytywnego bo ten post chyba nie będzie i nie jest pozytywny a moja sytuacja teraz jest pozytywna, choć grudniowe zastanowienia czesto są melancholijne to życie dobrze mnie traktuje i chyba wybory których dokonaliśmy nie były głupie
więc raczej bilans roku na plus
wiadomo każdemu rok dał po dupsku z wiadomej zarazy
ale tak naprawdę nie mogę na nic narzekać poza tym że większość duzą część roku spędziła mnie wychodząc z moich 6m2 😂😂😂😂😂😂😂😂😂
ok zaczynamy:
https://cirilla-riannon.blogspot.com/2010/08/2-miesiace-i-rok-dziela-mnie-od.html
mineło 10 lat od tego postu
przenanalizuje go na nowo
zobacze co się zmieniło
2 miesiące i rok dzielą mnie od ćwierćwiecza.
taki "czwartkowy bilans" (czwartek to mały piątek).
jeśli o czymś nie zapomniałam mam na koncie- 8 różnych prac (raz mnie zwolnili!),
następnie 4 lata tu: 8 zmian współrzędnych, 15 (+ niedługie trzy) osób z którymi mieszkałam (w tym jeden on), 2 zb (+1) , co najmniej dwie rzeczy które bym wycięła z pamięci (a może 3).
pół roku do końca.
przed sobą kolejna przeprowadzka.
NOWY BILANS - kolejne 10 lat życia
ilość prac na koncie- czy ja wógóle jestem w stanie to policzyć.... 17 o ile o czymś nie zapomniałam, a to bardzo możliwe - zwolnili mnie raz (2), ale w sumie to wymusiłam
8 lat tam (CI) +8 ( sumując 16 do teraz) zmian współrzędnych (1 niedługa)
1 rok tu (L) +2 ( 18) zmiany współrzednych
osób z którymi mieszkałam ( licze współmieszkańców) +23 ( sumując 38)
kolejna rzecz którą bym wymazała z pamięci ale w sumie to okres a nie zdarzenia ( sumjąc 4)
efekty?
czuję się czasem jakbym już miała 40 lat (choć nie wiem jak czuje się taki człowiek naprawdę).
jakby kroki które stawiam "do przodu", były co najwyżej krokiem w bok.
zapomniałam powoli co było moim celem te 4-5 lat temu, idę dalej w kierunku żeby zapominać.
na zgro mogę spotkać mnóztwo osób, które "znam", pewna osoba z boku zapytała nawet jak to możliwe "że tyle osób kojarzę?"
co było moim celem 15 lat temu zupełnie nie pamiętam.
nie pamiętam też kim wtedy byłam.
życie zmienia i daje po dupie.
pamięta się już tylko tu i teraz
istnieje tylko teraźniejszość
nie czuję się TUtaj jak u siebie - jeszcze?. TAM też nie czuję się jak u siebie- już?
nie wiem gdzie jest "u mnie".
kiedyś myślałam, że zabiorę TU resztę swoich rzeczy, jak gdzieś zostanę na stałe.
ale na stałe nie nadeszło, nie nadchodzi, i nie zapowiada się, że nadejdzie.
mogę to zdanie tylko powtórzyć na stałe nie nadeszło, nie nadchodzi i niestety nie zapowiada się ze nadejdzie.
chyba czas na pogodzenie sie z losem tułaczym
takie gyspy life
ma swoje piękne strony
moje plany potrafią być na tą chwilę tylko kontynuacją poprzedniego stylu bycia/ życia?
moje wnioski z przeżyć oddalają mnie od optymizmu. twardy realizm.
coraz łatwiejsze staje się łapanie dystansu - zaczynam być taka jak niechciałam?
nauczyłam się o samodzielności, decyzjach, konsekwencjach, celach, priorytetach, ludziach, funkcjonowaniu w (nazwijmy to) towarzystwie, czasem samotności(w milionowym mieście), pracy, korporacjach, rozrywce, czasie i tempie, chamstwie, interesowności, bezinteresowności i serdeczności - wszystkiego za dużo.
Nauczyłam się jeszcze więcej o priorytetach, lojalności i jej braku, hipokryzji ( w tym we własnym wydaniu), mocy konsekwencji i sytematyczności, byciu w obecnym w teraźniejszości, niepowtarzalności czasu, obojętności, fałszywym zainteresowaniu, fanatyzmie, samotności, bezcelowości idealizmu, docenianiu i wdzięczności, mocy uśmiechu (w tym do siebie), kruchości przyjaźni, tak dużo o ralacjach międzyludzkich i zaufaniu ( i naiwności), trzymaniu języka za zębami,
wszytskiego znów tak dużo
przyjemniej patrzyło się w przyszłość bez tej wiedzy - bo naiwności się jeszcze nie wyzbyłam.
OJ TAK ZDECYDOWNIE
marze o tym by móc znów spojrzeć na świat tak beztrosko jak mając te 20 lat
ale zobaczyłam też że nie jestem wyjątkowa ani jedyna z takimi przemyśleniami.
to miasto jak się ma porównanie stawia na ziemię, do pionu (jeśli dobrze pójdzie do pionu..).
jeśli nie wiesz czego chcesz i dokąd idziesz - pójdziesz tam gdzie patrzysz, a wzrok odwraca wiele spraw.
OJ ZDECYDOWANIE
poznałam kilku świetnych ludzi, dzięki którym zrozumiałam że mimo wszystko może być sensowne funkcjonowanie.
TYM RAZEM POZNAŁAM MNIEJ ŚWIETNYCH LUDZI a Ci których w poprzednim wpisie określałam jako świetnych nie ma ich już zupełnie w moim życiu
nasz drogi tak daleko i rozbieżnie się rozeszły że wątpie w to aby nasze ścieżki kiedykolwiek się skrzyżowały, i czy odpowiedzieli by mi "cześć"
to najbardziej przykra część tego podsumowania chyba
zazdroszczę sobie może postawy zprzed kilku lat, ale doświadczeń mimo wszystko bym nie oddała.
ostatnio pomyślałam że skoro nie jest prosto, różne rzeczy się dzieją to po to żebym mogła się czegoś nauczyć, może żeby później ktoś mógł korzystać z nauki na moich błędach i żebym mogła być bardziej wyrozumiała.
teraźniejszość raczej wątpie w celowość co najmniej polowy moich doświadczeń z ostatnich lat.
rzeczy się dzieja i wydarzają i nie zawsze to ma jakiś cel, ale zawsze to ma na Ciebie wpływ
jesteś jak świeży beton po którym jak ktoś przejdzie albo coś się wydarzy zostaje ślad na zawsze, możesz się starać to zakryć dywanem, no ale ślad będzie śladem
tak różne rzeczy w życiu odciskają na nas piętno
czy tego chcemy czy nie
nie wierze w celowość złych doświadczeń wierze w przypadkowość i w to że nas zmieniają
nie zawsze na dobre
tu pozdrawiam tych wszytskich ludzi co mówili i mówią o mnie źle
i tych którzy psują tym humor moim rodzicom
weście się ludzie zajmijcie sobą to więcej pożytku przyniesie niż męczenie innych ludzi
mam bardzo dużo drobnych planików i rzeczy które chcę wypracować i się nauczyć, że nie wiem czy mi starczy czasu.
Tu się kompletnie nic nie zmieniło a moje plany są jeszcze większe
z tym że teraz je realizuje jeden po drugim
jeśli Bóg da zdrowie to będę się cieszyć z ich osiągania
nie wiem tylko czy na wszytskie starczy czasu
życie mija szybko
Im dłużej żyje tym bardziej wiem jak bardzo trzeba nad soba pracować:-) i jak wiele trzeba robić żeby łapać sens.
moje ramy szczęścia, które jako pierwsze sobie człowiek kształtuje, uległy takiej deformacji, że niewiele z nich zostało. jako dziecko człowiek myśli że im większe te ramki i im więcej "rzeczy" "ludzi" tam się upchnie tym lepiej.
a jest odwrotnie:))
a najlepsze jest to, że jeśli te "ramki", które mają determinować radość życia chce się tworzyć samemu, nie słuchając starszych rad i mądrości, to się wypaczają i zamiast ramami szczęścia stają się ramami "własnej porażki".
Tu nie wiem o czym dokładnie myślałam
ale moja definicja szczęścia na pewno uległa zmianie
teraz szczęście jest dla mnie tu i teraz
szczęście to rodzina nie inni ludzie
szczęście to te codzienne chwile radości
rozmowy z ludzmi nawet tymi nieznajomymi
szczęście to nie że coś być może w przyszłości
nie ma przyszłości bo może nie nadejdzie
przeszłość już była
istnieje tu i teraz i z tego momentu chcę to szczęście czerpać
nie z dużych rzeczy ale z tych małych
nie można być non stop szczęśliwym
ale można mieć momenty szczęścia i to jest chyba to po co życiemy
"żyję dla takich chwil kiedy biorę chaust powietrza i krzyczę - chwilo proszę bądź wieczna"
i oby tych chwil było jak najwięcej
zahaczyłam o granice wytrzymałości i fizycznej i psychicznej.
za dużo rzeczy jak na dwa dni. ale miejsce w którym od wczoraj przebywam służy odpoczynkowi pod każdym względem. więc myślę, że nawet biorąc pod uwagę odległość znajdę tu wytchnienie, to co było mi potrzebne od dłuższego czasu - spokój, ciszę, odrębność.
będę mogła żyć własnym życiem. (co wbrew pozorom czasem nie jest proste)
brak poczucia wspólności i przywiązania, 'anonimowość' związanej zmianami jest tym razem ogromnym plusem.
ostatnio usłyszałam w pracy, że jestem "samotnicą".
naprawdę dobrze mi z tym.
jakkolwiek to można odebrać, czasy w których ilość znajomych wyznaczałaby poczucie własnej wartości, albo poziom docenienia w społeczeństwie - bardzo dawno mam za sobą.
nie zamierzam być osobą publiczną, nie potrzebuje by o mnie mówiono, nie muszę próbować zaistnieć w jakiejkolwiek kwestii i w jakimkolwiek wymiarze.
chociaż obserwując społeczeństwo, wiele osób starszych ode mnie od tego czy istnieją publicznie uzależnia zbyt dużo w swoim życiu ( a właściwie im bardziej się tego wypierają - tym bardziej faktycznie są uzależnieni "od ludzi").
piszę o tym dlatego, że ostatnio zaczęło mnie męczyć nawet krótkie przebywanie z takimi ludźmi.
dziwnego rodzaju popisy, wymądrzania, opowieści, deklaracje..
mam tendencje do takiego nietrafionego towarzystwa, ale ostatnio bardziej dostrzegam jak to nie jest zgodne z tym co naprawdę cenie i że żeby to zmienić potrzebne jest trochę więcej wysiłku.
to co ma wartość musi kosztować.
nie jest tak powszechnie dostępne.
tak samo z ludźmi, żeby otoczyć się tylko wartościowymi to wymaga wysiłku.
ale chciałabym też mieć na tyle duży dystans do nieciekawych postaw/ludzi żeby byli mi obojętni - nie wpływali na mój humor w żaden sposób ani dobry ani zły.
z nowych rzeczy mogę dodać do tego 15 - letniego podsumowania
że jedej rzeczy której mi brakuje to prawdziwej przyjaźni
ale z kimś kto rozumiałby o czym mówię i z kimś którego ja bym rozumiała o czym mówi
ale takie przyjaźnie zawiera się chyba tylko w szkole
mam z kim czasem pogadać ale Ci ludzie są tysiące kilometrów ode mnie
kilka rzeczy za które jestem wdzięczna
za męża
za kota
za to że A się wykurował na razie
że plan na razie wychodzi
że mamy prace
że nie musimy się martwić o rzeczy podstawowe
że moi rodzice dają sobię rade
że spełniłam marzenie bycia na Malediwach
że w końcu nauczyłam się jak ważna jest konsekwencja
że żyję
że swiat jest taki piękny (chcę go całego zobaczyć)
że jestem zdrowa
że mogę mieć kontakt z rodziną
że jestem wolna
że nikt mnie nie śledzi (ahaha brzmi absurdalnie- nie mam schizofremi)
że ten rok dał mi poczucie zaczęcia od nowa
że mogę żyć bez przymusu wciskania w formę
że uczę się nowych rzeczy ( mam nadzieje że nigdy nie przestanę)
że w tym chorym ko-ro-na roku udało mi się być w domu (domu domu)
noi doszłam do wniosku że kocham deszcz.
nie mówię NADMIAR deszczu
ale ten dżwięk szumiącego deszczu
takiego silnego robijającego się o ziemie
no to jest poprostu piękne
deszcz zawsz powoduje że się uśmiecham
i nie mówie że lubie ponure chmury to nie ma nic wspólnego z pięknem deszczu
jest jeszcze jeden post który chcę tu przywołać bo mówi o dniu i sytuacji
która na zawsze zmieniła moje życie.
jestem pewna że gdyby nie ten dzień moje życie mogłoby się potoczyć zupełnie inaczej
kolejnego dnie podjełam decyzje o wyprowadzce do hiszpani za miesiac i zlożyłam wypowiedzenie w pracy
ten post ma taki sam tytuł jak poprzedni
jednorazowo w jednorazowej scenerii
https://cirilla-riannon.blogspot.com/2011/08/nigdy-nie-wierzyam-ze-dojdzie-do-takiej.html
Nigdy nie wierzyłam że dojdzie do takiej sytuacji.
W jednym dniu zawieść się na dwu osobach którym się ufa w tym jednej niemal bezgranicznie.
I to wszystko dzieje się w najgorszy z możliwych sposobów. Jest w tym trochę mojej winy.
Ale większość czuje że prawie wyłącznie moja.
Ja w takiej sytuacji sobie z tym poradzić?
Co sobie mówić żeby nie czuć się winnym?
Skoro mówię o nielojalności, jak rozgraniczyć tę którą można wybaczyć, a tę którą nie?
Dlaczego brać pod uwagę tylko fakty? A nie przemyślenia?
Tylko prawo ludzkie wskazuje na brak potrzeby oceniania myśli i odczuć.
No ale może jesteśmy tylko ludzmi.
Robiłam w życiu milion błędów, jak każdy.
Dlaczego akurat teraz tak musiały się złożyć okoliczności że muszę ponosić aż takie konsekwencje.
Trzy dni temu ten wpis miał być mega pozytywny.
Jak się wszystko bardzo zmienia.
Chcę tylko przetrwać najbliższy miesiąc, bo tyle czasu średnio potrzeba za złapanie dystansu.
Dobrze że mam takie plany jakie mam, będzie mi łatwiej to wszystko co się dzieje znieść.
Może brzmi to depresyjnie ale sytuacja jest patowa i beznadziejna jak na ten moment.
Nikt nie może znaleźć idei jak zneutralizować ten kwas.
Nie pozostaje mi nic jak życzyć wam szczęścia.
A innym, żeby nigdy nie musieli się czuć jak w tej chwili ja.
Może niektórzy nazywają to przedszkolem.
Ja nazwałabym to emocjami i ranami po których zawsze zostają blizny.
Każdy dokonał wyborów, bardziej świadomych lub nie świadomych.
Życie toczy się dalej, jednym trudniej ponieść konsekwencje, drugim łatwiej.
I są też tacy co się tym nie przejmą..
Tak blizny zdecydownie zostały i brak zaufania, do ludzi, wiekszości z nich jak nie ze wszytskich
W jednym dniu zawieść się na dwu osobach którym się ufa w tym jednej niemal bezgranicznie.
I to wszystko dzieje się w najgorszy z możliwych sposobów. Jest w tym trochę mojej winy.
Ale większość czuje że prawie wyłącznie moja.
Ja w takiej sytuacji sobie z tym poradzić?
Co sobie mówić żeby nie czuć się winnym?
Skoro mówię o nielojalności, jak rozgraniczyć tę którą można wybaczyć, a tę którą nie?
Dlaczego brać pod uwagę tylko fakty? A nie przemyślenia?
Tylko prawo ludzkie wskazuje na brak potrzeby oceniania myśli i odczuć.
No ale może jesteśmy tylko ludzmi.
Robiłam w życiu milion błędów, jak każdy.
Dlaczego akurat teraz tak musiały się złożyć okoliczności że muszę ponosić aż takie konsekwencje.
Trzy dni temu ten wpis miał być mega pozytywny.
Jak się wszystko bardzo zmienia.
Chcę tylko przetrwać najbliższy miesiąc, bo tyle czasu średnio potrzeba za złapanie dystansu.
Dobrze że mam takie plany jakie mam, będzie mi łatwiej to wszystko co się dzieje znieść.
Może brzmi to depresyjnie ale sytuacja jest patowa i beznadziejna jak na ten moment.
Nikt nie może znaleźć idei jak zneutralizować ten kwas.
Nie pozostaje mi nic jak życzyć wam szczęścia.
A innym, żeby nigdy nie musieli się czuć jak w tej chwili ja.
Może niektórzy nazywają to przedszkolem.
Ja nazwałabym to emocjami i ranami po których zawsze zostają blizny.
Każdy dokonał wyborów, bardziej świadomych lub nie świadomych.
Życie toczy się dalej, jednym trudniej ponieść konsekwencje, drugim łatwiej.
I są też tacy co się tym nie przejmą..
Tak blizny zdecydownie zostały i brak zaufania, do ludzi, wiekszości z nich jak nie ze wszytskich
Bo jeśli dwie bardzo bliskie osoby potrafia się tak zachować to jak można ufać obcym
Myślałam długo co byłoby dobrym rozwiązaniem tej sytuacji.
Ale może komuś wydać się to śmieszne. Takie nie istnieje.
Nie ma żadnego dobrego rozwiązania.
A słyszałam, że podobno jak nie ma dobrego rozwiązania to nie ma problemu.
Więc ten brak problemu jest dla mnie tak duży, że nie wiem co zrobić żeby było mi łatwiej.
Wiem, że za pół roku będę może się z tego śmiać.
Dlatego chcę szybko przeżyć te następne pół roku.
Myślałam długo co byłoby dobrym rozwiązaniem tej sytuacji.
Ale może komuś wydać się to śmieszne. Takie nie istnieje.
Nie ma żadnego dobrego rozwiązania.
A słyszałam, że podobno jak nie ma dobrego rozwiązania to nie ma problemu.
Więc ten brak problemu jest dla mnie tak duży, że nie wiem co zrobić żeby było mi łatwiej.
Wiem, że za pół roku będę może się z tego śmiać.
Dlatego chcę szybko przeżyć te następne pół roku.
Minęło 10 lat i nadal się z tego nie śmieje. Nie śmieszy mnie to zupełnie
Ale jakby kwas się zneutralizował
A teraz będzie o plusach.
Dzięki takim sytuacją dowiadujemy się że nie jesteśmy sami.
Jak można liczyć na innych, również na ludzi.
Czasem okazuje się że wsparciem poza tymi na których można liczyć są również osoby po których mniej byś się spodziewał.
A teraz będzie o plusach.
Dzięki takim sytuacją dowiadujemy się że nie jesteśmy sami.
Jak można liczyć na innych, również na ludzi.
Czasem okazuje się że wsparciem poza tymi na których można liczyć są również osoby po których mniej byś się spodziewał.
To akurat często
To dowodzi że życie zaskakuje nas raz niepozytywnie raz pozytywnie.
A niektóre rzeczy może dzieją się po to żebyśmy docenili inne.
Nie wierze że celowość takich zdarzeń, nie dzieją się o na po coś. Ale jak już się dzieją to najlepszym możliwym wyjściem jest czegoś się nauczyć bo co innego Ci zostaje? ale nie nie dzieje się to po coś, chyba tylko po to żeby "zryć ci banie"
Czasem ludzie na których liczyliśmy nas zawodzą, ale takie życie.
Dzięki temu stajemy się silniejsi.
Dzięki temu stajemi się zimniesi, mniej ufni, zdystansowani i obojętni. Czy nazwała bym to siłą? Raczej ułomnością. Będąc zimni, zdystansowni, nieufni, podejżliwi i obojętni może i jesteśmy w stanie więcej znieść ale czy to jest tego warte. Nie
Ta gowniana sytuacja nauczyła mnie tylko tyle że żyć czasem boli tak bardzo że ciężko jest oddychać. Przez długi czas. I że najbardziej potrafą zranić bliscy. Rany zadane przez obcych nie bolą. Ale potem przychodzi moment że znów oddychasz pełną piersią i rzeczy cię cieszą. I znów jesteś szczęśliwy. I że takie złe momenty w końcu też mijają. Tak samo jak mijają te dobre. Wszytsko ma swój początek ale też koniec. Że nie ma co płakać zbyt długo bo czas upływa. Że jak się jest z czego cieszyć to trzeba się cieszyć, bo czas upływa. Tak jak o złych rzeczach trzeba starać się nie pamiętać (choć i tak nie zapomnisz), tak te dobre utrwalać w umyśle (żeby były wyraziste).
Żeby nie brzmiało to wszytsko tak tragicznie.
Poza tym guwnowirus-em to wszytsko jest w porządku, te ważne rzeczy są w porzadku, rozwijam się, uczę, realizuję, poznaje ludzi, cwiczę, mam wsparcie i jak mogę to wspieram
Jestem blisko realizacji tych większych celów i jeśli Bóg pozwoli już niedługo wszytsko powinno być łatwiej!
Staram się łapać te małe szczęścia z dnia bo to jest chyba sensem istnienia!!
in(very, every and possible)deed.
ReplyDelete❤
ReplyDeletezawsze obstawiałem że jesteś ENFJ-ką a tu się potwierdziło =)
ReplyDeletebardzo cenię, szczególnie za Fe
a Tobie co wyszło jestem mega ciekawa?
DeleteA jak obstawiasz?
ReplyDeleteyyyyyy nie wiem ale powiedz bo umieram z ciekawości
ReplyDelete