2 miesiące i rok dzielą mnie od ćwierćwiecza.
taki "czwartkowy bilans" (czwartek to mały piątek).
jeśli o czymś nie zapomniałam mam na koncie- 8 różnych prac (raz mnie zwolnili!),
następnie 4 lata tu: 8 zmian współrzędnych, 15 (+ niedługie trzy) osób z którymi mieszkałam (w tym jeden on), 2 zb (+1) , co najmniej dwie rzeczy które bym wycięła z pamięci (a może 3).
pół roku do końca.
przed sobą kolejna przeprowadzka.
NOWY BILANS - kolejne 10 lat życia
ilość prac na koncie- czy ja wógóle jestem w stanie to policzyć.... 17 o ile o czymś nie zapomniałam, a to bardzo możliwe - zwolnili mnie raz (2), ale w sumie to wymusiłam
8 lat tam (CI) +8 ( sumując 16 do teraz) zmian współrzędnych (1 niedługa)
1 rok tu (L) +2 ( 18) zmiany współrzednych
osób z którymi mieszkałam ( licze współmieszkańców) +23 ( sumując 38)
kolejna rzecz którą bym wymazała z pamięci ale w sumie to okres a nie zdarzenia ( sumjąc 4)
efekty?
czuję się czasem jakbym już miała 40 lat (choć nie wiem jak czuje się taki człowiek naprawdę).
jakby kroki które stawiam "do przodu", były co najwyżej krokiem w bok.
zapomniałam powoli co było moim celem te 4-5 lat temu, idę dalej w kierunku żeby zapominać.
na zgro mogę spotkać mnóztwo osób, które "znam", pewna osoba z boku zapytała nawet jak to możliwe "że tyle osób kojarzę?"
co było moim celem 15 lat temu zupełnie nie pamiętam.
nie pamiętam też kim wtedy byłam.
życie zmienia i daje po dupie.
pamięta się już tylko tu i teraz
istnieje tylko teraźniejszość
nie czuję się TUtaj jak u siebie - jeszcze?. TAM też nie czuję się jak u siebie- już?
nie wiem gdzie jest "u mnie".
kiedyś myślałam, że zabiorę TU resztę swoich rzeczy, jak gdzieś zostanę na stałe.
ale na stałe nie nadeszło, nie nadchodzi, i nie zapowiada się, że nadejdzie.
mogę to zdanie tylko powtórzyć na stałe nie nadeszło, nie nadchodzi i niestety nie zapowiada się ze nadejdzie.
chyba czas na pogodzenie sie z losem tułaczym
takie gyspy life
ma swoje piękne strony
moje plany potrafią być na tą chwilę tylko kontynuacją poprzedniego stylu bycia/ życia?
moje wnioski z przeżyć oddalają mnie od optymizmu. twardy realizm.
coraz łatwiejsze staje się łapanie dystansu - zaczynam być taka jak niechciałam?
nauczyłam się o samodzielności, decyzjach, konsekwencjach, celach, priorytetach, ludziach, funkcjonowaniu w (nazwijmy to) towarzystwie, czasem samotności(w milionowym mieście), pracy, korporacjach, rozrywce, czasie i tempie, chamstwie, interesowności, bezinteresowności i serdeczności - wszystkiego za dużo.
Nauczyłam się jeszcze więcej o priorytetach, lojalności i jej braku, hipokryzji ( w tym we własnym wydaniu), mocy konsekwencji i sytematyczności, byciu w obecnym w teraźniejszości, niepowtarzalności czasu, obojętności, fałszywym zainteresowaniu, fanatyzmie, samotności, bezcelowości idealizmu, docenianiu i wdzięczności, mocy uśmiechu (w tym do siebie), kruchości przyjaźni, tak dużo o ralacjach międzyludzkich i zaufaniu ( i naiwności), trzymaniu języka za zębami,
wszytskiego znów tak dużo
przyjemniej patrzyło się w przyszłość bez tej wiedzy - bo naiwności się jeszcze nie wyzbyłam.
OJ TAK ZDECYDOWNIE
marze o tym by móc znów spojrzeć na świat tak beztrosko jak mając te 20 lat
ale zobaczyłam też że nie jestem wyjątkowa ani jedyna z takimi przemyśleniami.
to miasto jak się ma porównanie stawia na ziemię, do pionu (jeśli dobrze pójdzie do pionu..).
jeśli nie wiesz czego chcesz i dokąd idziesz - pójdziesz tam gdzie patrzysz, a wzrok odwraca wiele spraw.
OJ ZDECYDOWANIE
poznałam kilku świetnych ludzi, dzięki którym zrozumiałam że mimo wszystko może być sensowne funkcjonowanie.
TYM RAZEM POZNAŁAM MNIEJ ŚWIETNYCH LUDZI a Ci których w poprzednim wpisie określałam jako świetnych nie ma ich już zupełnie w moim życiu
nasz drogi tak daleko i rozbieżnie się rozeszły że wątpie w to aby nasze ścieżki kiedykolwiek się skrzyżowały, i czy odpowiedzieli by mi "cześć"
to najbardziej przykra część tego podsumowania chyba
zazdroszczę sobie może postawy zprzed kilku lat, ale doświadczeń mimo wszystko bym nie oddała.
ostatnio pomyślałam że skoro nie jest prosto, różne rzeczy się dzieją to po to żebym mogła się czegoś nauczyć, może żeby później ktoś mógł korzystać z nauki na moich błędach i żebym mogła być bardziej wyrozumiała.
teraźniejszość raczej wątpie w celowość co najmniej polowy moich doświadczeń z ostatnich lat.
rzeczy się dzieja i wydarzają i nie zawsze to ma jakiś cel, ale zawsze to ma na Ciebie wpływ
jesteś jak świeży beton po którym jak ktoś przejdzie albo coś się wydarzy zostaje ślad na zawsze, możesz się starać to zakryć dywanem, no ale ślad będzie śladem
tak różne rzeczy w życiu odciskają na nas piętno
czy tego chcemy czy nie
nie wierze w celowość złych doświadczeń wierze w przypadkowość i w to że nas zmieniają
nie zawsze na dobre
tu pozdrawiam tych wszytskich ludzi co mówili i mówią o mnie źle
i tych którzy psują tym humor moim rodzicom
weście się ludzie zajmijcie sobą to więcej pożytku przyniesie niż męczenie innych ludzi
mam bardzo dużo drobnych planików i rzeczy które chcę wypracować i się nauczyć, że nie wiem czy mi starczy czasu.
Tu się kompletnie nic nie zmieniło a moje plany są jeszcze większe
z tym że teraz je realizuje jeden po drugim
jeśli Bóg da zdrowie to będę się cieszyć z ich osiągania
nie wiem tylko czy na wszytskie starczy czasu
życie mija szybko
Im dłużej żyje tym bardziej wiem jak bardzo trzeba nad soba pracować:-) i jak wiele trzeba robić żeby łapać sens.
moje ramy szczęścia, które jako pierwsze sobie człowiek kształtuje, uległy takiej deformacji, że niewiele z nich zostało. jako dziecko człowiek myśli że im większe te ramki i im więcej "rzeczy" "ludzi" tam się upchnie tym lepiej.
a jest odwrotnie:))
a najlepsze jest to, że jeśli te "ramki", które mają determinować radość życia chce się tworzyć samemu, nie słuchając starszych rad i mądrości, to się wypaczają i zamiast ramami szczęścia stają się ramami "własnej porażki".
Tu nie wiem o czym dokładnie myślałam
ale moja definicja szczęścia na pewno uległa zmianie
teraz szczęście jest dla mnie tu i teraz
szczęście to rodzina nie inni ludzie
szczęście to te codzienne chwile radości
rozmowy z ludzmi nawet tymi nieznajomymi
szczęście to nie że coś być może w przyszłości
nie ma przyszłości bo może nie nadejdzie
przeszłość już była
istnieje tu i teraz i z tego momentu chcę to szczęście czerpać
nie z dużych rzeczy ale z tych małych
nie można być non stop szczęśliwym
ale można mieć momenty szczęścia i to jest chyba to po co życiemy
"żyję dla takich chwil kiedy biorę chaust powietrza i krzyczę - chwilo proszę bądź wieczna"
i oby tych chwil było jak najwięcej
zahaczyłam o granice wytrzymałości i fizycznej i psychicznej.
za dużo rzeczy jak na dwa dni. ale miejsce w którym od wczoraj przebywam służy odpoczynkowi pod każdym względem. więc myślę, że nawet biorąc pod uwagę odległość znajdę tu wytchnienie, to co było mi potrzebne od dłuższego czasu - spokój, ciszę, odrębność.
będę mogła żyć własnym życiem. (co wbrew pozorom czasem nie jest proste)
brak poczucia wspólności i przywiązania, 'anonimowość' związanej zmianami jest tym razem ogromnym plusem.
ostatnio usłyszałam w pracy, że jestem "samotnicą".
naprawdę dobrze mi z tym.
jakkolwiek to można odebrać, czasy w których ilość znajomych wyznaczałaby poczucie własnej wartości, albo poziom docenienia w społeczeństwie - bardzo dawno mam za sobą.
nie zamierzam być osobą publiczną, nie potrzebuje by o mnie mówiono, nie muszę próbować zaistnieć w jakiejkolwiek kwestii i w jakimkolwiek wymiarze.
chociaż obserwując społeczeństwo, wiele osób starszych ode mnie od tego czy istnieją publicznie uzależnia zbyt dużo w swoim życiu ( a właściwie im bardziej się tego wypierają - tym bardziej faktycznie są uzależnieni "od ludzi").
piszę o tym dlatego, że ostatnio zaczęło mnie męczyć nawet krótkie przebywanie z takimi ludźmi.
dziwnego rodzaju popisy, wymądrzania, opowieści, deklaracje..
mam tendencje do takiego nietrafionego towarzystwa, ale ostatnio bardziej dostrzegam jak to nie jest zgodne z tym co naprawdę cenie i że żeby to zmienić potrzebne jest trochę więcej wysiłku.
to co ma wartość musi kosztować.
nie jest tak powszechnie dostępne.
tak samo z ludźmi, żeby otoczyć się tylko wartościowymi to wymaga wysiłku.
ale chciałabym też mieć na tyle duży dystans do nieciekawych postaw/ludzi żeby byli mi obojętni - nie wpływali na mój humor w żaden sposób ani dobry ani zły.