music

Friday, August 27, 2010

jestem taka az nadto kobieca.
:D

"nic nie pisze, nie odzywa się, jak mnie denerwuje. chamsko"
"no i po co wogóle się odzywa, nie rozumiem. co za beznadzieja"

i tak źle i tak niedobrze.
generalnie nie dogodzisz.





jadę dziś do mojej A.

Thursday, August 19, 2010








jeszcze będzie.




usunęłam poprzedniego posta niechcący..a długo go pisałam:(

ale jeszcze kiedyś poruszę temat podziału ludzi.
a dzisiaj muszę napisać o zmianach
moje podróżowanie związane ze zmianą współrzędnych kojarzy mi się z tym co pisze Kapuściński w Hebanie :
"Toteż Afrykanin, który wsiada do autobusu, nie pyta, kiedy autobus odjedzie, tylko wchodzi,
siada na wolnym miejscu i od razu zapada w stan, w jakim spędza znaczną część swojego życia - w
stan martwego wyczekiwania" (...)
"Na czym polega owo martwe czekanie? Ludzie wchodzą w ten stan świadomi tego, co nastąpi:
starają się więc umościć najwygodniej, w miejscu możliwie najlepszym. Czasem kładą się, czasem
siedzą wprost na ziemi, na kamieniu albo w kucki. Przestają mówić. Gromada martwo czekających jest
niema. Nie wydaje głosu, milczy. Następuje rozluźnienie mięśni. Sylwetka wiotczeje, osuwa się,
kurczy. Szyja nieruchomieje, głowa nie porusza się. Człowiek nie rozgląda się, niczego nie wypatruje,
nie jest ciekaw. Czasem ma przymknięte oczy, ale nie zawsze. Raczej oczy są otwarte, ale wzrok
nieobecny, bez iskry życia. Ponieważ godzinami obserwowałem całe tłumy będące w stanie martwego
oczekiwania, mogę stwierdzić, że zapadają w jakiś głęboki fizjologiczny sen: nie jedzą, nie piją, nie
oddają moczu. Nie reagują na bezlitośnie prażące słońce, na natrętne, żarłoczne muchy obsiadające ich
powieki, ich usta.
Co się w tym czasie dzieje w ich głowach?
Nie wiem, nie mam pojęcia. Nie myślą? Śnią? Wspominają? Układają plany? Medytują?
Przebywają w zaświatach? Trudno powiedzieć."

Właśnie tak na mnie wpływają me niekończące się podróże po tym dość małym dobrze skomunikowanym  prawie 2 milionowym mieście.
Wsiadam.
Siadam. (wygodnie - o ile jest miejsce, ew staję). 
Włączam muzykę.
Czas przestaje istnieć.
W normalnych warunkach godzina to strasznie dużo czasu. Wszędzie mam prawie godzinę drogi. I ta godzina w tych okolicznościach przymusu, staje się inną godziną. Czasem wbita w rytm podróży, nawet przejadę dalej!
To w jak łatwo mogę się odmóżdżyć wprawia mnie niezmiennie w zdumienie.
Czasem myślę, że te podróże pozwalają mi nie marnować czasu. Podróż jest zazwyczaj celowa, więc nie spędzę tego czasu na spaniu, siedzeniu w necie, czy całkiem jałowych bezefektywnych tematycznie rozmyślaniach - których od dłuższego czasu staram się pozbyć z elementów mojego życia.

co z tego ze 30 % dnia tracę na podróże.
czasem kształcą - czytam o p.n.s., Całe P., Kapuścińskiego.
Albo jak lektura zaczyna mnie kierować w znany kierunek beznadziejnych zastanowień znów się odcinam muzyką i obserwuje rzeczywistość i ludzi :)


każda dzielnica ma coś w sobie.
mój sentyment do mokotowa i zachwyt nim nie minął.
ale gdzie indziej też może być dobrze.
i chyba lubie tą anonimowość. 
kolektywistką nie jestem a jak pisze pan K. to chyba afrykanom daje szczęście




















Me gustaría tener con quién hablar, sobre temas que me parecen interesante,  intrigante. Me gusta discutir. Me rara vez conocer a personas que tienen son como yo  una manera de pensar

Me gusta el español



Sunday, August 1, 2010

"jednorazowo. w jednorazowej scenerii"

2 miesiące i rok dzielą mnie od ćwierćwiecza.
taki "czwartkowy bilans" (czwartek to mały piątek).
jeśli o czymś nie zapomniałam mam na koncie- 8 różnych prac (raz mnie zwolnili!), 
następnie 4 lata tu: 8 zmian współrzędnych, 15 (+ niedługie trzy) osób z którymi mieszkałam (w tym jeden on), 2 zb (+1) , co najmniej dwie rzeczy które bym wycięła z pamięci (a może 3).
pół roku do końca.
przed sobą kolejna przeprowadzka.

efekty?

czuję się czasem jakbym już miała 40 lat (choć nie wiem jak czuje się taki człowiek naprawdę).
jakby kroki które stawiam "do przodu", były co najwyżej krokiem w bok.
zapomniałam powoli co było moim celem te 4-5 lat temu, idę dalej w kierunku żeby zapominać.
na zgro mogę spotkać mnóztwo osób, które "znam", pewna osoba z boku zapytała nawet jak to możliwe "że tyle osób kojarzę?" 
nie czuję się TUtaj jak u siebie - jeszcze?. TAM też nie czuję się jak u siebie- już?
nie wiem gdzie jest "u mnie".
kiedyś myślałam, że zabiorę TU resztę swoich rzeczy, jak gdzieś zostanę na stałe.

ale na stałe nie nadeszło, nie nadchodzi, i nie zapowiada się, że nadejdzie.

moje plany potrafią być na tą chwilę tylko kontynuacją poprzedniego stylu bycia/ życia?
moje wnioski z przeżyć oddalają mnie od optymizmu. twardy realizm.
coraz łatwiejsze staje się łapanie dystansu - zaczynam być taka jak niechciałam? 
nauczyłam się o samodzielności, decyzjach, konsekwencjach, celach, priorytetach,  ludziach,  funkcjonowaniu w (nazwijmy to) towarzystwie, czasem samotności(w milionowym mieście), pracy, korporacjach, rozrywce, czasie i tempie, chamstwie, interesowności, bezinteresowności i serdeczności - wszystkiego za dużo.

przyjemniej patrzyło się w przyszłość bez tej wiedzy - bo naiwności się jeszcze nie wyzbyłam.
ale zobaczyłam też że nie jestem wyjątkowa ani jedyna z takimi przemyśleniami.
to miasto jak się ma porównanie stawia na ziemię, do pionu (jeśli dobrze pójdzie do pionu..).
jeśli nie wiesz czego chcesz i dokąd idziesz - pójdziesz tam gdzie patrzysz, a wzrok odwraca wiele spraw.
poznałam kilku świetnych ludzi, dzięki którym zrozumiałam że mimo wszystko może być sensowne funkcjonowanie.
zazdroszczę sobie może postawy zprzed kilku lat, ale doświadczeń mimo wszystko bym nie oddała.
ostatnio pomyślałam że skoro nie jest prosto, różne rzeczy się dzieją to po to żebym mogła się czegoś nauczyć,  może żeby później ktoś mógł korzystać z nauki na moich błędach i żebym mogła być bardziej wyrozumiała.
mam bardzo dużo drobnych planików i rzeczy które chcę wypracować i się nauczyć, że nie wiem czy mi starczy czasu. 
Im dłużej żyje tym bardziej wiem jak bardzo trzeba nad soba pracować:-) i jak wiele trzeba robić żeby łapać sens.
moje ramy szczęścia, które jako pierwsze sobie człowiek kształtuje, uległy takiej deformacji, że niewiele z nich zostało. jako dziecko człowiek myśli że im większe te ramki i im więcej "rzeczy" "ludzi" tam się upchnie tym lepiej.
a jest odwrotnie:))
a najlepsze jest to, że jeśli te "ramki",  które mają determinować radość życia chce się tworzyć samemu, nie słuchając starszych rad i mądrości, to się wypaczają i zamiast ramami szczęścia stają się ramami "własnej porażki".





~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~




męczący -  o minionym weekendzie - to mało powiedziane.
zahaczyłam o granice wytrzymałości i fizycznej i psychicznej.
za dużo rzeczy jak na dwa dni. ale miejsce w którym od wczoraj przebywam służy odpoczynkowi pod każdym względem. więc myślę, że nawet biorąc pod uwagę odległość znajdę tu wytchnienie, to co było mi potrzebne od dłuższego czasu - spokój, ciszę, odrębność. 
będę mogła żyć własnym życiem. (co wbrew pozorom czasem nie jest proste)
brak poczucia wspólności i przywiązania, 'anonimowość' związanej zmianami jest tym razem ogromnym plusem.
ostatnio usłyszałam w pracy, że jestem "samotnicą".
naprawdę dobrze mi z tym.
jakkolwiek to można odebrać, czasy w których ilość znajomych wyznaczałaby poczucie własnej wartości, albo poziom docenienia w społeczeństwie - bardzo dawno mam za sobą.
nie zamierzam być osobą publiczną, nie potrzebuje by o mnie mówiono, nie muszę próbować zaistnieć w jakiejkolwiek kwestii i w jakimkolwiek wymiarze. 


chociaż obserwując społeczeństwo, wiele osób starszych ode mnie od tego czy istnieją publicznie uzależnia zbyt dużo w swoim życiu ( a właściwie im bardziej się tego wypierają - tym bardziej faktycznie są uzależnieni  "od ludzi").


piszę o tym dlatego, że ostatnio  zaczęło mnie męczyć nawet krótkie przebywanie z takimi ludźmi. 
dziwnego rodzaju popisy, wymądrzania, opowieści, deklaracje..
mam tendencje do takiego nietrafionego towarzystwa, ale ostatnio bardziej dostrzegam jak to nie jest zgodne z tym co naprawdę cenie i że żeby to zmienić potrzebne jest trochę więcej wysiłku.
to co ma wartość musi kosztować.
nie jest tak powszechnie dostępne.
tak samo z ludźmi, żeby otoczyć się tylko wartościowymi to wymaga wysiłku.
ale chciałabym też mieć na tyle duży dystans do nieciekawych postaw/ludzi żeby byli mi obojętni - nie wpływali na mój humor w żaden sposób ani dobry ani zły.