music

Saturday, February 6, 2016

wszystko i nic: podróżować, zwiedzać świat pięknie żyć, garściami życie brać

Pamiętam takie uczucie, kiedy przed jakimś egzaminem siedzisz już jakiś czas nad notatkami, albo w szkole nad książka przed klasówką. I tak siedzisz już jakieś długi czas, może nawet dobre kilka godzin i porostu już nawet nie możesz znaleźć sobie wygodnej pozycji. Każda pozycja jest niewygodna, nie możesz już się skoncentrować na nauce wszystko Cię rozprasza, ale też wiesz, że nic innego nie możesz teraz robić bo przed tobą egzamin i musisz go zdać. I tak się męczysz, czasami to prawdziwe tortury

Tak dokładnie się teraz czuje. Tylko że nie ma żadnego egzaminu.
Tylko życie.
Jestem w mega "niewygodnej pozycji", którą już próbowałam kilka razy zmieniać.
Wiem, że muszę robić to co robię na tą chwilę by osiągnąć to co chcę osiągnąć.
Ale sam proces dochodzenia do tego jest mega męczący i niewygodny.
Próbując na chwilę zająć się czymś innym wiem że to bez sensu na tą chwilę bo nie mogę się temu poświęcić wystarczająco bo co innego jest priorytetem.
Niedługo dostane odleżyn od braku zmiany pozycji, ale ciągle próbuję sobie mówić, wytrzymaj jeszcze trochę. Bo co jeśli uczylibyśmy się  na egzamin i w połowie przerwali a na teście byłaby dokładnie ta cześć której nie przyswoiliśmy. Oblalibyśmy go.
Tak też jest w życiu, jedyne co gwarantuje jakąś dozę sukcesu jest doprowadzanie rzeczy do końca a takich nie doprowadzonych na tą chwilę mam kilka. Mega mi to ciąży bo nie daje mi możliwości zrobienia kroku na przód.

Jest tyle rzeczy które chcę robić, których się chcę nauczyć, przeżyć, zobaczyć że zaczynam się martwić upływającym czasem, jestem coraz starsza, coraz trudniej wszystko przychodzi. 
Wiem że nie powinno się zbyt dużo myśleć o przeszłości ale tak wielu rzeczy teraz żałuję
a najbardziej z tego wszystkiego ZMARNOWANYCH LAT W SZKOLE.
Trzeba było albo nie chodzić do tej szkoły , albo wykorzystać dobrze ten czas.
Mogłam nauczyć się tylu praktycznych rzeczy, a tu tymczasem człowiek się stresował najbardziej tym co najmniej w życiu potrzebne.
Mogłam ogarnąć w dobrym stopniu: angielski ruski niemiecki, tyle godzin przesiedzianych w szkole na nic. Zmarnowanych. Mogłam zamiast myśleć o pierdołach zdobyć jakieś praktyczne umiejętności które ułatwiły by mi teraz życie.
A takto mając prawie 30 lat ;/ ciągle nie wiem co  robić dalej aby nie musieć tyrać jak osioł do 80tki.
Studia też na nic się nie przydały bo zagranicą, albo dokładniej tu gdzie mieszkam są niczego nie warte.


Czuję mega potrzebę nauczenia się albo angielskiego albo hiszpańskiego w stopniu perfekcyjnym, nie wystarcza mi już tylko porozumiewanie się. Chcę rozumieć wszystko co mnie otacza perfekcyjnie. Chcę cieszyć się grą słów w konwersacji. Brak takiej możliwości zabiera dużo radości z życia. Upłyca wszystkie konwersacje. To dziwne uczucie że umiesz wytłumaczyć dosłownie wszystko na okrętkę ale czasem nie potrafisz nazwać rzeczy "po imieniu"..










Несе Галя воду

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~










Czuję zamęt w głowie.
Zawsze targały mną skrajności ale teraz to już naprawdę w wielu tematach.
Przykładem może być np to że czasem tak mega tęsknie za miastem, za tym innym tempem
życia, za ilością możliwości spędzania czasu, ilością ludzi, anonimowością, a za chwilę
wręcz odwrotnie myślę, ze kocham ten spokój małomiejski, to ze ludzie są tacy życzliwi, to
że co krok spotykasz kogoś znajomego.

Nienawidzę małych miast a za chwilę je doceniam.
Marzę żeby zamieszkać w takiej bodajże Barcelonie a potem jak przypomnę sobie jak ostatnio
się czułam w warszawie mi się odechciewa.
Chcę spokoju, osiądnięcia w jakimś miejscu ale tak naprawdę marzy mi się podróżowanie
mieszkanie wszędzie po trochu.
Trudno zdefiniować czego tak naprawdę chcę.
Chcę mieć więcej czasu dla siebie ale też więcej zarabiać żeby jakoś ogarnąć przyszłość
bez potrzeby pracowania na etacie.
I tyle sprzeczności w tym wszystkim.
Zmiany miejsca zamieszkania czy otoczenia nie mogą być celem samym w sobie bo byłoby to
głupie.
Ale właściwie to rzecz która jakoś podświadomie najbardziej mi się marzy.
Usiąść w stanach w LA pogadać z jakimiś miejscowymi jak życie toczy się tutaj. Z jakimiś
młodymi ludźmi którzy ciągle pełni nadziei na życie łatwe i piękne.
Uwierzyć na chwile w taki american dream, mimo że nie istnieje.Pojechać do Tokyo i
zobaczyć ten skomputeryzowany rytm życia, tych zapracowanych ludzi w jakimś świecie żyją i
jakimi kategoriami myślą.Odpocząć w Nowej Zelandii, podziwiając domniemany spokój i piękne
widoki rozmawiając z ludźmi którzy się tam osiedlili jak ich życie ich tam
przywiodło.Przemierzyć hektary australijskich stepów podziwiając odległości i inność ludzi
tak oddalonych od reszty świataZobaczyć góry Mongolskie, stepy akermańskie, syberyjskie
zimno, majestatyczność Sant Petersburga, Lazurowe wybrzeże we Francji. Malediwy, Wyspy
tajlandzkie, wietnamskie uprawy ryżu.Indyjskie słonie.Czeską Pragę.Norweskie fiordy i
zorzę polarną.Szkocką zieleń i zamki.Irlandzką piękną przyrodę.Usłyszeć meksykański
hiszpański w Meksyku.






co do pracy tez ostatnio mam inne przemyślenia, w dzisiejszych czasach wmawia nam się że kariera jest gwarancja sukcesu, dobra lubiana praca, ale myślę ze to nie prawda, gwarancja przyjemnego życia jest w dzisiejszych czasach możliwość zarobienia dobrych pieniędzy
to wszystko
jeśli podejdziesz do pracy raczej przedmiotowo nie emocjonalnie
to bardzo ułatwi życie
przyjemność z pracy mogli w dawnych czasach mieć rolnicy którzy uprawiali ziemi widzieli jak to wszystko rośnie mogli się tym cieszyć mogli wykarmić rodzinę i to było ich szczęście
ale te czasy minęły
dziś nie wystarcza ludziom wykarmienie rodziny
wszyscy chcą żyć na wyższym poziomie niż tylko mieć coś do jedzenia
i do tego nie wystarcza podejście chce mieć prace która da mi satysfakcje
nie ma już praktycznie prac czy zawodów które same w sobie dają satysfakcje
a jeśli są to bardzo mało
i również nie są wolne od stresu
to jeśli już musisz pracować i musisz się stresować to chociaż niech to będzie też warte
i niech płacą ci tyle żebyś po pracy mógł się zrelaksować nie myśląc skąd weźmiesz na zapłacenie rachunków
i skoro każda praca stresuje
to lepiej już mieć jakąś która średnio lubisz a dobrze płacą
niż stresująca którą nawet lubisz i płacą jakieś gówno

jedyne co przemawia za mniej płatną pracą jest ilość spędzonego czasu na niej

może dla wielu ludzi to oczywiste ale dla mnie nigdy nie było
zawsze szukałam mało wymagających prac, tak żeby tylko coś tam zapłacili byle do weekendu
i tak zleciał mi czas
spędziłam dokładnie taką samą ilość godzin w pracy co inni ludzi wysilający się trochę bardziej a nie osiągnęłam nic
nie odłożyłam kasy żeby w przyszłości moje życie było łatwiejsze
i między czasie nie zrobiłam dużo więcej poza pracą niż można byłoby się spodziewać
konkludując praca jest żeby zarobić kasę w dzisiejszych czasach, jeśli poświęcając ten sam czas możesz zarobić więcej to "pieprzyć" prestiż, życie jest ważne a nie praca