Somewhere in the void I think if I was to write a book I should give it -that title My life is like always rising questions with no answers Continuously more questions less answers
in direct proportion to the passing time😅😂😂😂
I manged to have some routines
good routines
also I did managed to be more confused
I always knew what I want
Now even that seems diluted
I'm happy that I've got recently bit of fun
Just not thinking about anything its so releasing
sometimes
I'm kinda happy in the ways I wasn't before but also less happy in others
I really can stand a lot, diffrent characters, point of view, behaviours
but sneaky once can't stand and can't tolerate
you won't rise pulling down others, just by lifting others up
but just the fact that you are trying, shows how small and dumb human beeing you are, and show that you've got nothing to offer so have to pull down other in order to try to stand out
nice try but should know won't work for long term sorry
better concentrate to work on your skill, and character it will profit way more
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
I feel like I would have 3 different lives or even 4
Each place Ive moved in I had a different situation friends live stage
I feel like I was a different person quite few times
each time I travel back them I just remember who I am from the start
and kinda don't know which one of my versions it the correct one.
where is more home?
where do I wanna stay?
what do I want?
who and where my true friend are?
where do I feel better?
but there is no correct answer
bacause in each of the pieces is a bit of what I like and what I don't
but it drives me crazy thinking on it
I bet no-one who wasn't moving that many times would understand
but just growing up in the society that expects you to be shining as a sample on the storefront
is exhausting
I don't even want to be that perfect
nothing is that perfect and closing eyes and repeating that is otherwise won't change anything
you are not that f**** perfect yourself
why do you expect others to be
why does it makes you uncomfortable facing imperfection
what you wanna just close your eyes and ears and pretend that if you won't be looking at it, it won't exist
just look in the eyes
say it in the face
confront it
I'm a human being
not an exhibit in the museum
to be looked at and discussed
reviewed and judged
"she might need more time"
"she is making progress slowly"
"she stands out a little"
"some people might need more time the the others..."
am I needing more time to be as everyone else?
to be as even more hypocritical than I am at the moment?
why we always need to try to change others? Why don't we accept them and try instead to work on ourselves if we believe we need to do so?
what if biggest motivation to changes it your example, not your theoretical- judgy tone of voice?
I've said it once already. I hate that fake dictated, almost forced kindness. I value more unkindness when honest then pretended kindness.
There is nothing worst then fake kindness.
When someone is just so kind until the limits just to show how wonderful person he is, so others can praise him.
nothing annoys me more then fake pretended kindness
is the something to do to don't take part in this spectacle
to just stop being part of it
the show must go on
Behind the curtain, in the pantomime Hold the line Does anybody want to take it anymore?
The show must go on The show must go on, yeah Inside my heart is breaking My makeup may be flaking But my smile, still, stays on
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
from positives it started to go a bit smoother I'm enjoying the way of achieving my gaols it might take some time but this time I'm committed to enjoy the way as much as possible because finally the life in not much more then the way
I am happy
honestly and truly happy
in tiny room, in the middle of one of maddest cities in the world
working a lot, not having much time off
but with happy state of mind
I just try to take bit of enjoyment for each day
from simple things
a morning sport
a good coffee
a nice conversations with people
music ( I didn't listen to music for so long, I'm trying too enjoy it again)
I enjoy the days when I'm not having a headache
a fresh air
a smell of the rain
wearing jackets
sleeping deep with no nightmare - finally (at least not that often)
felling more free
not knowing anyone gives that space of allowing you to be who you wanna be more often instead of what expected of you
just not planning much
just living the days day by day with no deeper expectation
tu zachęcam do obejrzenia filmu gonciarza - krok pierwszy ale ciągnąc temat jak cieszyć się życiem? co cię cieszy w życiu?
pierwszym krokiem byłoby na mojej liście zadanie sobie pytania
co Cię cieszy?
i ( o ile nie jest to nic destrukcyjnego) zaczęcie tego robić
myślę że kluczem do szczęścia i samozadowolenia
jest ROBIENIE
mam wrażenie że ludzie którzy mają największą tendencje do depresyjności ( nie mówię o depresji jako chorobie), narzekania, niezadowolenia
są to ludzie którzy generalnie nie lubią robić nic
ludzie którzy wykazują proaktywne podejście do życia
są zazwyczaj szczęśliwsi i radośniejsi bo robienie czegokolwiek w sensie aktywne spędzanie czasu co by to nie było daje dużo więcej satysfakcji
niż nie robienie niczego
i chyba stad też duża ilość ludzi dzisiaj z problemami psychicznymi
bo propagowane jest pasywne podejście do życia
zamiast żyj!
obserwuj życie znad ekranu
nie mam co prawda TV ale przez ta pandemie zauważyłam że dużo więcej czasu spędzam przed ekranem telefonu i wprost proporcjonalnie jak przez to spada zadowolenie z życia
to jest tragiczne, klika ostatnich dni było naprawdę ciepłych i spędziłam je aktywnie na dworze i muszę przyznać że czuję się o niebo lepiej
czasem mam ochotę w ogóle zrezygnować z posiadania telefonu
lub ograniczyć się do telefonu typu "dumb phone"
bo bardzo łatwo jest wpaść z pozycji "PRZEŻYWANIE ŻYCIA"
na "obserwowanie życia" (innych)
i nie wiem czy samą silną wolą da się ochronić przed tą tendencją
może są potrzebne fizyczne kroki (brak smartfonu)
bo np nie jedzenie "junk food" wymaga ode mnie fizycznego nie posiadania w domu takiego jedzenia inaczej nie będę w stanie się ograniczyć, po prostu go nie kupuje ani nawet nie podchodzę do niego w sklepie
nie mam też facebooka na telefonie aby się ograniczyć od przeglądania
druga opcją mogłoby być tak wypełnianie sobie czasu żeby nie mieć czasu śmieciowe "rozrywki"
ale no będąc skazanym na siedzenie w domu non stop zaczyna być ciezko
The way you see the world is like seeing through a glasses with your own filter Two people seeing same thing will see it completely different Its fascinating
It's like existing millions of parallel worlds
Each person has his own Are you able to see through someone else perspective?
To wear for a moment his glasses and see the world his way? Is that even possible?
So many factors built the lens in those glasses
The way parents talked to you
Where you were raised
How you were treated at school
If you had animals
How the things went with your first love
People you met
Scenes you had seen
Things you had heard
What was you missing
What did you have
What you wanted to have but you never got
And now, in this very moment, can you see this moment as it truly is?
Or always you going to see it through the prism of all the things that had happened to you in the past?
Can you detach?
Can you see the things as they really are?
Is that physically possible?
What's the most objective point of view?
Is it what majority think at that moment ?
What if "the mass" is wrong?
What had happened in the concentration camps - most of people agreed to kill a mass of other people?
Couldn't they see the things as they was ?
Was they seeing things and then just justifying themselves?
Was they agreeing to what the majority thought?
There in parallel moments exist so many different perspectives
Of what's good or what's bad
What's correct and what's unacceptable
What's blessing or what's curse?
Are we able to judge it by ourselves?
Not speaking of what's obvious and most of us will address as wrong
Is the agreement of mass of people what decides what's right? Is it the only factor? Majority?
so many question marks
a teraz z innej beczki
Komu można ufać? Kto jest godny zaufania?
Jak działa system oceny tego komu można ufać a komu nie? Na podstawie czego widząc lub słysząc kogoś oceniamy czy jest godny zaufania?
I na ile te oceny są sprawne? Jak czesto się mylimy? wszystko underconscious any thoughts?
BTW ciekawy artykuł o czarnych dziurach, być może wszystko czym jesteśmy to jedna wielka czarna dziura:D
Jest łagodny i beztroski Ma zielone kocie oczy Tak samo jak ty
Zapomniałem że od kilku lat Wszyscy giną jakby nigdy ich nie miało być W stu tysiącach jednakowych miast Giną jak psy Dobre niebo kiedy wszyscy śpią Pochlipuje modlitwami niestrudzonych ust Tylko błagam nie załamuj rąk Chroni nas Bóg Ja mógłbym tyle słów utoczyć Krągłych i beztroskich Ze słonego ciasta zmierzchów Jeśli zechcesz je znać
tyle rzeczy w głowie mam
których chcę
a raczej, które chce zrealizować
i to daje mi poczucie bezpowrotności momentu w niemalże każdej chwili
czuje jakby czas uciekał ja za nim gonię ale nie mam żadnych szans
cisza ja i czas
Live is life Live is life Live is life When we all give the power We all give the best Every minute of an hour Don't think about a rest Then you all get the power You all get the best When everyone gives everything
Czytając dość gównianą książkę
naszło przemyślenie, że jestem tak uprzywilejowana tym że mieszkam na takiej a nie innej szerokości geograficznej
że żyje w tych a nie innych czasach
często sobie myślałam fajnie jakbym żyła we wcześniejszych stuleciach
natura, inne relacje międzyludzkie
ale nie. NIE
będąc kobietom byłabym nikim
dosłownie nikim
moje zdanie nie miałoby żadnego znaczenia
na pewno nie mogłabym robić tego co chcę
nie mogłabym się uczyć
a być może nawet nie potrafiłabym czytać i pisać
bo kobietom nie należała się edukacja
nie mogłabym decydować o swoim losie
w większości wypadków nie mogłabym nawet zabrać zdania
o wszystkim w moim życiu decydowałby ktoś inny
a jedyną rolą byłoby urodzenie dziecka
to wręcz paraliżujące wyobrazić sobie znalezienie się w takiej sytuacji
nawet w dzisiaj w XXIw jest tyle krajów gdzie kobieta nie ma praw, albo bardzo ograniczone
nie może wychodzić z domu bez zgody męża, nie może złożyć wniosku o paszport, nie ma prawa do posiadania własności, albo po prostu prawo danego państwo w ogóle jej nie chroni, może być bita, gwałcona, poniżana i nie ma nikogo do kogo mogłaby się zwrócić
jest to po prostu straszne
skąd wzięło się w tylu różnych kulturach, odrębnych krajach i kontynentach przeświadczenie, że kobiety są gorsze? że nie mogą same za siebie decydować i myśleć? że są tak uprzedmiotowione?
Poczułam co to tak naprawdę może oznaczać będąc na chwile w Arabii Saudyjskiej, i nie zapomnę tego na całe życie. Może gdybym nie okazała się ignorantką i wygooglowała wcześniej czego się spodziewać - ale przecież to był tylko lot z przesiadką. A ja już tyle razy byłam na róźnych lotniskach.
Zaczynając od tego, że już na lotnisku przy odprawie ktoś sprawdzał czy jestem odpowiednio ubrana.
Tak - nie można wejść na pokład samolotu "nieodpowiednio" ubranym. Każą nam założyć bluzę. (W madrycie jest mega ciepło)
Każda najmniejsza część ciała musi być zakryta. dobrze zakryta - jako minimum długie spodnie i obszerna bluza z kapturem. I jesteś informowany że w takim stroju musisz odbyć całą podróż. Kiedy już tam wylądujesz, rozumiesz, że to nie wystarczy, że lepiej było założyć coś co zakryło by cię zupełnie, wielką czarną płąchę. Każde oko śledzi to jak wyglądasz i chyba jednak lepiej założyć kaptur.
Kaptur nie pomaga. Spodnie. To był błąd mieć spodnie. Ale ja nawet nie mam w szafie długiej ciemnej spódnicy. Błędem też jest posiadanie blond włosów. I chyba błędem jest też posiadanie wogóle twarzy. Bo tam kobiety mają tylko oczy - i to nie wszystkie. Kobiety robią wszystko, żeby ich nie było widać. Ja je widzę. Chodzą za mężem. Daleko za nim. Zazwyczaj siedzą gdzieś na uboczu. Mąż czasem jest ubrany "normalnie". Ochrona lotniska chodzi z kałasznikowami. Tak na wszelki wypadek, w razie.. wojny?
Będąc kobietą ubraną "normalnie" czujesz się jak chodzące zło, jak zapalnik do granatu. Chcesz iść do luku bagażowego poszukać walizki i założyć na siebie tę walizkę, bo to co masz w środku by nie pomogło. Idąc starasz się być jak najmniej zauważonym ale widzisz kątem oka, że każda osoba na ciebie patrzy. Po prostu to fizycznie czujesz, że na ciebie patrzą. I to nie jest takie zwykłe "patrzenie". 8 h na lotnisku. Strasznie długa przesiadka. (póżniej okaże się że powrotna będzie jeszcze dłuższa) Pytam się M. czy dostałam obsesji albo jestem aż tak przewrażliwiona, ale też to widzi. Jak ja mam się "ukryć". Lotnisko jest obskurne. Jedna ogromna sala. Mega zimno. Toaleta to poprostu dziura - nie ma sedesów. Tak - oni nie używają "toalet". Oczy wpatrzone w ciebie. Zaczynasz rozumieć jak różny jest świat, nie wyobrażać sobie- tylko czuć na własnej skórze. Istnieją ludzie tak zupełnie inni, zupełnie skrajnie inaczej patrzacy na świat. Myślałam że, europejskie podejście to mimo wszystko jakiś tam standard. Że są owszem inne kultury ale tak jak u nas "na dniach mazowsza", zespół odtańczy polkę dwa razy do roku przy straganie z jedzeniem, a potem kazdy waraca do "normalnego" życia. Czy normalność jest aż tak skrajnie dla nich inna?
Na strefie bezcłowej są puste pułki. Są regały ale całkiem puste. Boję się wziąć telefon i zrobić zdjęcia. Czy tu wolno robić zdjęcia? Patrząc na panów z kałasznikowami decyduję, że lepiej nie pytać ani nie ryzykować. Lepiej zastygnąć w bezruchu na 8 h, i nie iść do toalety więcej niż dwa razy.
Właściwie to jak tak się rozejrzeć to strach tu nawet oddychać.
Zastanawia mnie to, że oni lecąc "do nas" nie są proszeni o zdjęcie burki, a ja jadąc "do nich" muszę się ubrać. W sumie, to nawet nie mam już nic przeciw, żeby jakieś "okrycia" rozdawali na wejściu, czułabym się o wiele lepiej, nie będąc "na kontrolowanym".
~~
Lot powrotny, pytam przy odprawie czyja mam podwójną przesiadkę bo na bilecie są dwa miasta Riyadh i Jeddah. Odprawiający nas blednie. "To nie możliwe". Sprawdza i mówi - "nie możecie lecieć" - musimy znaleźć wam inny bilet. Jak to inny. Każe zaczekać, przychodzi ktoś do konsultacji, kolejna osoba. Młoda dziewczyna - arabka - w końcu podchodzi i mówi, tam nie można lecieć z przesiadką, bo niemielibyśmy już możliwości wylecieć. z Arabii. Dozwolona jest tylko jedna przesiadka w kraju bez wizy. Inaczej nie będziecie już mieć szansy się z tamtą wydostać. Robi mi się zimno i gorąco, jakie szczęście że zapytałam. Szukają rozwiązania, a odlot jest za chwilę.
Próbujemy dzwonić do domu, żeby szukali nam lotu ale najpierw nie mam zasięgu a potem kończy mi się kasa na lokalnej karcie. Sytuacja patowa. jak mam znaleźć lot bez Internetu. Na tym miejscu na lotnisku nie ma nic, nawet automatu na wodę. Mają jakiś system 3 bramek, przeszliśmy dopiero pierwszą. Nie da więc wrócić, ale nie da się też iść dalej. Nasze karty sim nie działają bez powodu a na lokalnej skończyła się kasa. Po prostu świetnie. Po bardzo długim oczekiwaniu ta młoda arabka mówi, że zmieni nasz lot, polecimy do Jeddah, i z tego co zrozumiałam mamy nie wychodzić z samolotu... Nie rozumiemy do końca co nam tłumaczy, ale nie ma czasu bo zaraz odlot. Jedyne co rozumiem "stay in the plain". Myślimy, że mamy przeczekać w samolocie czas przesiadki na pierwszym lotnisku czyli 8 h. Wydaje się to absurdem, ale nie ma czasu na dalsza próbę zrozumienia, lepsze to niż nic. Biegniemy na odprawę i wsiadamy do samolotu. Znowu sprawdzają jak jesteśmy ubrani. Jest upał ale jesteśmy już trochę lepiej ubrani, ja z chustą w torebce, tym razem się zakryje. Nie wiemy jak ma wyglądać nasz lot, liczymy na łud szczęścia. Finalnie lądujemy w Jeddah, każą nam wyjść z samolotu, potwierdzam to kilkukrotnie na wszelki wypadek, ale mówią, że ten samolot nie leci do Europy. Wyświetlacz pokazuje lot od Madytu za 12h! koncentrujemy się na tym że jedyny do Madrytu i to musi być nasz. To lotnisko jest lepsze, większe, są sklepy i kilka kawiarni. Informują nas że możemy isć do "transit flight room" to dostaniemy darmowe jedzenie. Miło. Tu już mniej boje się chodzić, ale i tak ograniczam się do kupna jednej kawy. Widzę dwie kobiety pracujące na recepcji. Widać im tylko oczy i to naprawdę mało, ledwo odsłonięte.
Bardzo niemiło traktuje nas jeden pan arab w tym pokoju poczekalni, przeżyjemy. Widać że patrzy na nas z góry. Przychodzi grupa hindusów coś zjeść, zostawiają mega syf mimo że jest napisane, że masz po sobie po sprzątać. Zachowują się jak świnie po prostu, jedząc robią taki brud że szok. Pozostali ludzie "z Europy" patrzą z przerażeniem, ale najbardziej dobijające jest to, że wołają panią, która przywiozła obiad, żeby posprzątała. To była naprawdę brzydka scena, chwilę wcześniej my jedliśmy (stół był na środku), i każdy zachowywał się kulturalnie. Było tam ustawionych kilka koszy i każdy miał wyrzucić opakowanie po zjedzeniu. Oni nawet tym nie chcieli się splamić, poza tym rozrzucają pełno jedzenia na około, naprawdę zrobili mega syf. Krzyczą na biedną kobietę, żeby teraz posprzątała. Ludzie się podrywają "IS NOT HER JOB". Pani rozdająca obiad, nawet nie podnosząc głowy zaczyna sprzątać. Znów ktoś mówi "that's not your job", they should clean it. Pani widocznie jest przyzwyczajona do takiego traktowania, po prostu po nich sprząta, wstaje mężczyzna z "tranzytu" i zaczyna z nią sprzątać mówiąc hindusom którzy wychodzą - "you behave like a pigs". Pani jest chyba też jakiegoś kraju gdzie ludzie wyglądają podobnie do hindusów. Cały personel wykonujący te mniej prestiżowe prace okazuje się być prawdopodobnie z Indii lub Bangladeszu (mają odkrytą twarz w przeciwieństwie do Saudyjek).
Te 20h na lotnisku dały mi tyle do myślenia, to jak ja jestem uprzywilejowana, że ludzie po prostu traktują mnie normalnie będąc kobietą.
Kobiety miały zawsze "pod górkę" w historii, ale że to się dzieje teraz, równolegle do mojego życia w XXI, 6 h lotu odemnie, pół dnia podróży ode mnie. To jest mega przerażające.
I chyba po głębszej analizie nie chciałbym żyć w innych czasach, w innym miejscu. Nie byłabym wolna, byłabym niewolnikiem.